Odświętny spacer wśród lesbijskich* perfoartefaktów. Rozmowa o festiwalu Konfrontacje Teatralne
Ja jestem archiwum
Peggy Shaw
Monika Rak: Prezentacja amerykańskiej lesbijsko-queerowej awangardy to precedens w historii teatru lesbijskiego w Polsce i chętnie posłucham o tym wydarzeniu, bo niestety nie dotarłam do Lublina.
Agnieszka Małgowska: Na KonfrontacjachTeatralnych byłam sama – dziwne to solowe doświadczenie… Praca w duecie to zupełnie co innego.
MR: Wiedzą to pewnie Peggy Shaw i Lois Weaver, czyli Split Britches. Dwie z pięciu bohaterek lubelskiego festiwalu, które tworzą duet w życiu prywatnym i artystycznym od 1980 roku, czyli od 35 lat.
AM: W Centrum Kultury w Lublinie czułam się jak lesbijka w krainie performatywnych queer-czarów, która w podnieceniu zajęła lesbijskie miejsce na widowni.
MR: Jak to lesbijskie miejsce rozumiesz?
AM: Ponoć takiego miejsca nie ma – to konstrukt, fantazmat, ale ja je zajęłam, więc dla mnie istnieje i pozwala mi się skupić na relacjach między kobietami. Odszukać dynamikę tych relacji ze świadomością ograniczeń, niejasności, zagrożeń zaplątania w gry genderowe, czułych i czasem ślepych na zmiany pojęć czy zmiany kontekstów. Zawsze jednak widzę je z feministycznej perspektywy.
MR: Już zajęłam miejsce obok… [śmiech]
AM: Zapraszam na odświętny spacer wśród lesbijskich artefaktów. Będę unikać uniwersalnego dystansu, byłoby to faux pas wobec samych gościń, które wciąż idą na całość, bo bunt nie jest zarezerwowany tylko dla młodych.
MR: Amerykanki-seniorki przypomniały Ci ducha rewolty?
AM: Na pewno przywołały mnie do rebelianckiego porządku. Reno nazwana jest buntowniczką bez powodu, Peggy Shaw gra po przejściu udaru, Lois Weaver wciela się od lat w trzpiotkę Tommy Whynot, Penny występuje przeziębiona. One mogą wszystko.
MR: A nam nie udało się razem pojechać… Wydarzenia w ramach Klauzuli przyzwoitości & Kino bez klauzuli zaskoczyły nas, informacja dotarła do nas późno. To jedna z konsekwencji działania na lesbijskim* offie. Nie wszystkie wieści docierają w porę.
AM: Tak zwany timing jest szczególnym wątkiem tej opowieści.
MR: Racja. Czas, w którym objawiło się to queerowo-lesbijskie wydarzenie, też jest zaskakujący. Politycznie Polska mniej lub bardziej skręca na prawo. Taki pokaz sztuki nieheteronormatywnej może być ostrzeżeniem przed klauzulą sumienia – polskiego odpowiednika klauzuli przyzwoitości.
AM: Ale do rzeczy. Wreszcie amerykańska kobieca nieheteronormatywna awangarda zagościła w Polsce. Cudownie, że nie w stolicy, a w Lublinie. To było spotkanie z oryginałem. Dotąd widziałyśmy fragmenty performansów dzięki nagraniom umieszczanym w internecie, tekstom, zwykle w języku angielskim – po polsku trudno znaleźć materiały. Szczęśliwie sporo tłumaczeń tekstów poświęconych bohaterkom Konfrontacji Teatralnych jest na stronie festiwalu.
MR: Do tej pory po polsku rzetelne teksty zostały opublikowane w Didaskaliach, kwiecień 2012. Nr 108 i tylko o Split Britches – kompendium Sue-Ellen Case oraz recenzja spektaklu Lost Lounge autorstwa Grzegorza Stępniaka.
AM: Ale obejrzeć na żywo żadnego przedstawienia nie dało się bez podróży za ocean. No może raz była taka okazja. W 2006 roku, kiedy Lois Weaver przyjechała do Polski z What Tammy Needs to Know. Pokaz odbył się w ramach konferencji Ciało, płeć, pożądanie: tożsamość seksualna w polskim dramacie i teatrze organizowanej przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego.
MR: Ja niestety nie widziałam tego spektaklu.
AM: Ja widziałam ten spektakl 9 lat temu, a w tym roku mijałam Lois Weaver na korytarzu, ale na spektaklu nie mogłam być.Tymczasem jej performerskie wcielenie, Tammy WhyNot, wciąż ewoluuje, teraz pokaz nosi tytuł What Tammy Needs to Know About Getting Old and Having Sex.
MR: To charakterystyczne i w kobiecym teatrze wciąż wyjątkowe, że aktorka_performerka im starsza, tym ma więcej możliwości. Rola dojrzewa wraz z wiekiem wykonawczyni. Postać Tammy WhyNot zrodziła się w podczas pracy nad Beauty and The Beast i wciąż się rozwija. Tommy stając się z piosenkarki country lesbijską performerką od razu zmierzyła się, jako lesbijka famme, z dominującym wzorcem kobiecej urody, ale nieźle sobie z tym radzi – ma w nosie wagę, wiek i dobry gust…
AM:.. oraz konwencje performansu. W 2006 roku nie zrobiła na mnie wrażenia, jakoś miałam kłopot z grą ze stereotypową kobiecością – nie chciało mi się nawet bawić tym konstruktem. Różowe boa, klapki na obcasie, blond loki przewiązane kokardką stanowczo wyrzucałam z mojej feministycznej szafy. Nie widziałam ukrytej w Tommy WhyBot bogini Baubo, dekonstruktorki, chichoczącej aż do bólu brzucha z sytuacji, postaci i ze mnie – oczywiście. Bardzo żałuję, że nie zobaczyłam Tammy WhyNot tym razem.
MR: Baubo, towarzyszka naszego niełatwego życia na teatralnym offie [śmiech]
AM: Baubo towarzyszyła mi w festiwalowym wędrowaniu. Baubo jest boginią śmiechu, swawoli, obsceniczności. Nazywają ją “przemawiającą spomiędzy nóg”, gdyż zazwyczaj jest przedstawiana bez głowy, patrzy sutkami i mówi waginą. Opowiada rubaszne żarty, tańczy i obnaża się – obnażając sytuację, w której się znajduje. Bywa traktowana jako jedna z kobiecej trójcy dziewczyna-kobieta- starucha. A ujawniła się światu jako niekonwencjonalna pocieszycielka Demeter, zrozpaczonej po stracie córki Kory, a potem uczestniczka tajemnych kobiecych misteriów – misteriów eleuzyńskich – jako personifikacja pieśni jambicznej.
MR: Nie ma lepszej towarzyszki w spacerze wśród artystek starej awangardy, której ewolucję oraz nasz zmieniający się stosunek do duetu Split Britches. Pierwszy kontakt z ich twórczością – dzięki zapisom video – trudno nazwać miłością od pierwszego wejrzenia. Wydawały się nam się zbyt kabaretowe, zbyt popowe przede wszystkim.
AM: W tym, co widziałyśmy, nie przebijało się nic, co by nas poruszało. Na pewno nie melancholia, którą opisywano jako stale obecną w twórczości Peggy Shaw, a którą poczułam w Lublinie. Inny też był kontekst ich performensów w Ameryce, brakowało go w Polsce. Dziś, kiedy lesbijskie wątki pojawiają się w polskim mainstreamie, a bohaterkami opowieści są śliczne, młode i zamożne lesbijki, doceniamy Split Britches za wprowadzanie do dyskusji o płci i orientacji seksualnej aspektu ekonomicznego.
MR: Doceniam ich radykalizm artystyczny, antyakademizm, autoironię, akcentowanie teatralności w twórczości, konsekwentne poszukiwanie nowej stylistyki. Korzenie takiej postawy tkwią bez wątpienia w
latach 70.
AM: To kolejny wątek mojej festiwalowej melancholii. Dręczyła mnie świadomość, że w Polsce żywy, transgresyjny performatywny bunt już się nie zdarzy, nie ma szansy się zdarzyć.
MR: Taki bunt się nawet nie powtórzy. Dziś nie ma takiego klimatu, rewolucyjne myśli przetrawiono, stały się produktem pasującym do hipsterskich eventów. Nie da się powtórzyć tego ognia, tej nieskażonej dystansem wiary w zmiany, zaangażowanej zabawy ze stereotypami płci ani rebelianckiego ducha. Wszystko wówczas było wywrotowe. Tak a priori.
AM: Holly Hughes w Clit Notes wspomina ironicznie, że pod koniec lat 70. niewiele było trzeba, by zostać feministyczno-lesbijską artystką. Peggy Shaw wspomina – pisze Alexis Clements – jak dyrektor artystyczny Hot Peaches, Jimmy Camicia, powiedział jej: Nie mamy nic o lesbijkach, to weź coś napisz – dzięki tym namowom rozpoczęła karierę jako autorka tekstów i performerka. Podobnie było z Penny Arcade, w której biogramie czytam, że w wieku 13 lat wyślizgnęła się przez okno swojej sypialni, by dołączyć do bajecznie wolnego świata queer, ćpunów, dziwek, gwiazd i geniuszy. Pięć lat później była Supergwiazdą Warhola.
MR: Dziś obciążone wiedzą, medialnym przymusem, skazane jesteśmy na repliki. Możemy powtarzać gesty pierwszych lesbijek-feministek, dyskutować na nowo drażliwe tematy podejmowane w ich dziełach. Jednak mam wrażenie, że dźwigamy przekleństwo cudzysłowiu, mało jest autentyczności, dominują zapożyczenia. Wszelki esencjalizm świadczy o zacofaniu, braku świadomości i wspieraniu patriarchalnego porządku. Nawet nie za bardzo wolno z nim eksperymentować.
AM: Dlatego Split Britches i inne amerykańskie artystki są jak papierek lakmusowy, który unaocznia różnicę między dawnym amerykańskim teatrem_performansem queerowo-lesbijskim a tym, co ceni się w Polsce.
MR: To wynik nie tylko zmiany paradygmatów, ale także niewidzialności polskiej sceny performansu i teatru lesbijsko-queerowego. Nie jest prawdą, że nie ma takich aktywności, ukryte są w piwnicach i nie budzą zainteresowania, zdaje się w zgodzie z zasadą: cudze chwalicie, swego nie znacie. Wciąż mam wrażenie, że dopiero namaszczone przez dowolną grupę ze świata, rodzime performansy okazałyby się warte zauważenia, może ktoś zerknąłby na nie choć jednym okiem.
AM: Przyglądając się od kilku lat temu, co dzieje się na polskiej offowej lesbijsko-queerowej scenie widzę, że niektóre propozycje są porównywalne z performansami Amerykanek. Zawsze miałam wrażenie, że Barbie Girls tworzyły w duchu Split Britches, choć bez ich warsztatu, to pewne, ale to inteligentne sklejanie różnych elementów, zabawa figurami butch i famme, dekonstrukcja formy, odwołania do popkultury. Szczególnie to podobieństwo wyświetla się po stand-upie Holly Hughes, która współpracowała z Lois i Peggy, miałam skojarzenie z Agnieszką Weseli/Furją. Jej sprawność i lekkość językowa, odważna seksualność wpisana w konteksty polityczne, humor. Weseli robi to z takim samym pazurem, dowcipem i zaangażowaniem. Myślę, że postać Tammy Why Not byłaby dla Furji bardzo dobrym materiałem. Małgorzata Rawińska i Ewa Tomaszewicz poradziłyby sobie w rolach Peggy Shaw, nie tylko z powodu wizerunku butch. Shaw też dragkinguje, ma wspólne numery sceniczne z Anną Świrek, jak I’m your Man Leonarda Cohena.
MR: Ale to jednak porównanie na wyrost…
AM: Trochę tak. Nie ma bowiem w Polsce, takiego jak wokół Split Britches performatywnego środowiska
lesbijskiego, kilku grup artystycznych różnie definiujących tożsamość płciową i seksualną, które współpracowałyby, kłóciły się, po prostu działały i rozwijały, których głównym celem nie byłoby przebicie się do mainstreamu, a tym samym formatowanie aktywności zgodnie z medialnymi oczekiwaniami. Barbie Girls działało, ale już nie działa, sporadycznie pojawiają się jednorazowe wydarzenia o feministyczno-lesbijskiej tematyce, jak Llipsspil Teatru Amareya. W Polsce nie ma fermentu, wymiany myśli i nienormatywnej offowej kultury.
MR: Nie zdarzyło się też tak prestiżowe, medialne doświadczenie walki z cenzurą rządu USA. Choć teraz możemy liczyć na doskonałe martyrologiczne tło dla wszelkich działań organizacji LGBTQ+, ale takiej afery jak w Ameryce lat 90. nie było. Są homofoniczne skandale, ale wyjątkowo rzadko związane z kulturą. Jak incydent z projektem Podróż Piskorskiej i Tokarskiej, których wystawę usunięto z galerii pod wpływem nacisków prezydenta Elbląga. Nie było ani lesbijskiego, ani po prostu LGBTQ+ zdarzenia kulturalnego tak spektakularnego i ogólnopolskiego, jakimi stały się w uniwersalnej sztuce przypadki Nieznalskej czy Dody, skazanych za obrazę uczuć religijnych.
AM: Tak, sprawa Czwórki NEA była homofobiczną bombą. Holly Hughes i trzem innym artystom – dwóm gejom i heretyczce – odebrano dotacje na projekt, powołując się na klauzulę przyzwoitości… Clit Notes opowiada o tym doświadczeniu. Po szczegóły tej “politycznej awantury” odsyłam na stronę festiwalowych konfrontacji. Bez wątpienia to punkt wyjścia dla performansu Hughes.
MR: Szkoda tylko, że zainteresowanie gwarantuje taka właśnie awantura, a nie sama sztuka.
AM: To inna sprawa. Natomiast Hughes polityczne story w Clit Notes zaczyna od uwagi o poranku, kiedy performerka uświadamia sobie, kim jest, patrząc na cycki swojej partnerki. Bawi się seksistowską konwencją, żartuje z językowej poprawności, bo przecież nie wolno używać słowa “cycki”, trzeba “piersi”, przywołuje podział na femme i butch. Jednocześnie ten moment uznaje za wyjątkowy, niekoniecznie określający jej orientację, tożsamość i miejsce w społeczeństwie, mający znaczenie albo nie, ale został ujawniony i ten “drobiazg” doprowadził Hughes przed Sąd Najwyższy. Mimo że performerka kpi z określenia “sztuka homoseksualna” jako sztucznie stworzonego, to jednak to niezdefiniowane pojęcie uzasadniło użycie klauzuli przyzwoitości. Hughes nie wyjaśnia ani czym jest dla niej sztuka, ani czy jej orientacja inspiruje ją twórczo.
MR: Ale cycki partnerki każdego poranka są obnażane… [śmiech]
AM: Symbolicznie pojawiają się u każdej artystki. Nawet złotousta Reno w swym ekonomicznym performansie wplotła anegdotę o swoim i swojej partnerki szalonym skoku na system. Dwie kobiety, stereotypowe famme i butch, włamują się przez piwnice do banku i usiłują podpalić kapitalistyczne meblei dywany, nieskutecznie, są wypomadowane antypalną substancją. Pytanie: czy to prawdziwa historia? Nie mam pojęcia. To bez znaczenia. Ważne, że Reno bohaterkami czyni siebie i partnerkę, uczestniczki manifestacji po śmierci ikony gejowskiej Harveya Milka. Lesbijki, nawet jeśli nie pada to słowo, mogą być obecne w każdej, nawet najbardziej absurdalnej historii. Opowiadając herstorię dajemy dowód istnienia.
MR: Mówisz oczywiście o anegdocie z Money Talks with Citizen Reno.
AM: Tak, to performans, który miał być agonem między feministką alterglobalistką a profesorem prawa Jerzym Hausnerem. Profesor nie dojechał, a Reno szalała, wcielając się w mityczną, nieokiełznaną, feministyczną harpię, która obraca kota ogonem, naruszając “święte – przez Boga ustalone” – prawa ekonomii. Podczas performansu padały żenujące pytania o aktywa, bankowe produkty, dźwignię wolnego rynku, sprzedaż długu etc.
MR: Pytania o prawa “naturalne” kapitalizmu, którym trzeba ulec jak “naturalnym prawom” heteronormy?
AM: Tak. I jeszcze ta rubaszna, nadmiarowa forma, prowokacyjnie można rzec – histeria. Wpuścić taką babą rozwścieczoną na scenę i pozwolić jej mówić o tak poważnych sprawach, to dla jednych dowód nieodpowiedzialności, dla mnie wspaniały skandal, choć przyznam, że nie w moim guście. Ale musiałam
skapitulować wobec takiej osobowości.
MR: Znamy trochę takich “nadmiernych” kobiecych osobowości. Bywają kłopotliwe nawet w artystycznym środowisku tzw. wariatki, prowokatorki, awanturnice – uosobienie tego wszystkiego, co “nie przystoi” kobiecie, Pani Hide spuszczona ze smyczy, która buduje na bazie swojej nienormatywności permanentny performans.
AM: Reno w sposób najbardziej oczywisty kojarzy mi się z Baubo. Swawolą i niewyszukanym żartem, podważa nie tylko niewzruszone prawdy ekonomii, ale i zasadę dekorum. Nieokiełznany żywioł Baubo w performansie Reno eksplodował. Odczuwał to chyba najdotkliwiej tłumacz, próbujący zapanować nad tekstem, był wciągany w performans jako bezpośredni uczestnik, zmagał się z wartką opowieścią, z językiem symbolicznym. Podołał zadaniu, ale pewnie będzie to długo pamiętał.
MR: Baubo nie zna ograniczenia i ma wiele wcieleń, wspominałaś już o niej przy Lois Waever
AM: Tak, ale inaczej wyraża się u Lois Waever, inaczej w twórczości duetu. Przede wszystkim przez związek z nazwą Split Britches – majtki ze szparką, dzięki której pracujące w polu wiejskie kobiety mogły ulżyć potrzebom fizjologicznym bez przerywania wykonywanego zajęcia. Baubo dzięki szparce jest mniej skrępowana, może “mówić” w spektaklach Split Briches wyłania się spod znanych schematów heteronormy. Niby widzimy to, co zwykle: figury kobiet i mężczyzn, a przez szwy i cięcia przecieka nieoczywista, miazmatyczna rzeczywistość.
MR: Czy w monodramie RUFF Peggy Shaw reżyserowanym przez Lois Waever też wypatrzyłaś Baubo?
AM: Wypatrzyłam, bogini żartem oswajała tym razem chorobę. Peggy Shaw po przejściu udaru, gra nadal performując swój stan. Jak sama mówi: wielokrotnie mierzyłam się z figurą kobiety, lesbijki, ale walka z chorobą to dopiero wyzwanie. Wyzwanie, które poszerza listę tematów do performowania. A jak utrzymuje Shaw, jedyną bohaterką każdej jej sztuki jest ona sama. Pewnie będzie performować siebie tak długo, jak się da.
MR: Performerki piszące ciałem, które się zmienia, to niekończące źródło inspiracji.
AM: Spektakl próbuje oddać dynamikę umysłu po udarze, próbuje odtworzyć stan świadomości, emocje. Rozłożyć i złożyć, zobaczyć, co zostało, co zniknęło. Choroba działa jak katalizator, uruchamia chorą osobę na nowo. Udar uświadomił Shaw istnienie ktosi, która towarzyszyła jej przed udarem, a zniknęła po udarze – Nory, siostry Peggy. W chwili ataku zielona sukienka Peggy jest jak green screen, na którym wyświetla się skondensowany w ciele czas – prawie siedemdziesięcioletniej doświadczającej udaru Peggy i Peggy nastolatki, uczestniczącej w ślubie siostry. Nora jednocześnie pokazuje nam się jako heteroideał i jako oślepiona od pioruna, głucha, fizycznie niepełnosprawna. Nie mam pewności, czy to portret realnej siostry czy wyobrażenie zdeformowane, odtwarzane przez umysł poudarowy. Nora była częścią nieuświadomioną zdrowej Peggy, jej obecność uświadomiona w wyniku udaru, może być kaleka. Ten wątek w opowieści scenicznej Shaw był dla mnie najbardziej poruszający także dlatego, że był symbolicznie lesbijski.
MR: To wątek podwójnie atrakcyjny. Lesbijski i melancholijny. Odnalezienie, które jest stratą. Ktosia w
tobie żyje, nie wiesz o tym, a gdy ją odkrywasz, znika. Zostaje tylko blizna w nowej pamięci.
AM: Ta melancholia jest dekonstruowana przez dowcip. Split Britches nie pozwala nam na popadanie w sentymentalizm. Okazuje się, że udar Peggy sprzyja żartom. Performerka bez pardonu kpi ze swojej niepełnosprawności, ze sposobów rozpoznawania udaru. Nie omija też płci, jak twierdzi, przed udarem była kobietą, którą mylono z mężczyzną, po udarze jest heteroseksualnym białym mężczyzną. Dlaczego? Ponieważ nie ma połowy mózgu.
MR: Seksistowski dowcip, ale bardzo trudno być nieseksistowskim butchem. [śmiech]
AM: Split Britches nie jest poprawne polityczne. A Peggy Show ma wiele scenicznych romansów z męskimi postaciami realnymi i fikcyjnymi, na przykład z Marlonem Brando, Leonardem Cohenem, Stanleyem Kowalskim, muzykami z AC/DC. Listy nazwisk, wśród nich feministyczne i lesbijskie ikony. Swobodne nawiązania do feministyczno-lesbijskiej tradycji, prowokowanie queerowymi niejasnościami, gubienie konturów. Mimo że wszystko należy do kultury amerykańskiej, szerzej anglosaskiej, to miałam pewność, że z mojego lesbijskiego miejsca oglądam kawałek mojego teatru.
MR: Już słyszę głosy o tendencyjności, które mogą być słyszane od strony widowni i od strony krytyki. Dyskusję wokół tego wątku we wspomnianych Didaskaliach relacjonuje Sue-Ellen Case. Festiwal lubelski wpuszcza w polską przestrzeń teatralną nowy temat.
AM: Trochę obserwowałam i trochę podsłuchiwałam publiczność, przede wszystkim widziałam młodzież, organizatorki i gościnie amerykańskie. W kuluarach usłyszałam kilka rozmów – młodzieńcze wymiany zdań o prawie homoseksualistów do życia albo braku tego prawa, męską rozmowę, w której dominowały uwagi o babskim, właśnie “tendencyjnym” gadaniu.
MR: Czyli znowu sztuka interwencyjna – kobieca i homoseksualna.
AM: Pewnie tak, choć to jedynie strzępy komentarzy. Swoją drogą publiczność niezbyt duża, mimo że to festiwal ogólnopolski. Spektakle miały wprawdzie pełną widownię, ale maksymalnie sala mieściła 120 miejsc. A spektakle pokazywane były zwykle raz, oprócz przedstawień Ruff i B!D!F!W!
MR: Rozumiem, że widzowie teatralnie dopisali, upychani po kątach jak ty, a filmowi Pojechałaś też po to, by obejrzeć filmy w ramach cyklu Kino bez klauzuli.
AM: Tu już było gorzej. Przynajmniej na trzech seansach, na których byłam. Podczas projekcji A Litany For Survival. The Life and Work of Audre Lorde widownia topniała, choć od początku było nas około piętnaściorga, na koniec zostało nas czworo z operatorem technicznym. Tu nie mam pewności, czy z powodu braku napisów czy niszowości tematu poetycko-lesbijskiego. Nie lepiej było na pozostałych projekcjach.
MR: To dziwne, bo bohaterkami filmów były: Gertruda Stein, Elisabeth Bishop, Susan Sontag – twórczynie znane szerszej publiczności. O tych twórczyniach chętnie mówiłybyśmy, że to feministyczno-lesbijskie ikony literackie, ale tylko Audre Lorde zgodziłaby się na takie określenie. Być może nigdy przez usta Stein i Bishop nie przeszło słowo “lesbijka”.
AM: Reżyserki nie zawsze słuchają swoich bohaterek. W filmie Jill Godmilow Czekając na księżyc, Gertruda Stein “nie afiszuje” się ze swoją orientacją seksualną, jakby jej nie miała. Natomiast Elizabeth Bishop, w kamerze Barbary Hammer w Welcome to This House, śledzi nie tylko domy, które zamieszkiwała poetka, także jej relacje z kobietami.
MR: Dobrze, że pojawia się w twojej relacji festiwalowej Barbara Hammer. Twórczyni filmowej awangardy, która nie unika słowa lesbijka, od lat niestrudzenie robi filmy o lesbijkach i co trudno sobie wyobrazić, nikt nie napisał jeszcze o niej książki, choć to się wkrótce zmieni, jej monografia jest w planie.
AM: Kłopoty z utrwalaniem queerowo-lesbijskiej twórczości to kolejny powód do melancholii. Peggy Shaw podczas dyskusji nad zasadnością kobiecych archiwów stwierdziła: Ja jestem archiwum. To prosta odpowiedź na wszelkie wątpliwości sceptyków każdej opcji. Wśród polskich lesbijek parę z nich mogłoby powtórzyć te same słowa, może w queerowo-lesbijskiej sztuce teatru i performansu byłoby to skromne archiwum, ale byłoby. A przechadzając się po korytarzach lubelskiego Centrum Kultury miałam absolutną pewność, że wydarzenia Klauzuli przyzwoitości stały się częścią polskich dziejów teatru i oczywiście częścią naszego cyklu O Teatrze Lesbijskim w Polsce, który traktujemy jako wirtualne archiwum.
MR: Cieszmy się! A Baubo cicho chichocze…
Korekta: Maja Korzeniewska
*************
Konfrontacje Teatralne. Klauzula przyzwoitości & Kino bez klauzuli. Lublin 2015
************
Damski TANDEM Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działają od 2009 roku jako artaktywistki, archiwistki, scenarzystki teatralne i filmowe, performerki queerowe i dragowe, teatrolożki, trenerki teatralne.
Współtwórczynie projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Co lesbijka* ma w słoiku? (cykl wywiadów i czytanie performatywne, od 2020) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) /Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka. Tkanki Głębokie. Herstorie Jadwigii Marii Strumff (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery)/ Wąsaty Stan Nieważkości, Wieczór Trzech Króli albo jak wolicie. Drag Kingi robią Szekspira, House Drag Gig. Kuchenne schadzki Drag Kinga.(drag show) /Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / L*AW. Lesbijskie* Archiwum Wirtualne (od 2021)
Członkinie kolektywów artaktywistycznych: Kobiecy* Zakład Pracy, Brokatowa Wstęga Mobiusa, Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*
Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna / scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / slamerka / graficzka
***********************
TEATR LESBIJSKI W POLSCE cykl teatrologiczny
Projekt realizowany przez Damski TANDEM Twórczy poświęcony lesbijskiej performatyce i teatrowi w Polsce.