lis 7, 2025 | ANALIZA, TEATR, TEATR-PERFO, WYWIADY

Dyktatura telewizora. Rozmowa o spektaklu Moje życie królicze Miry Izaeli Morskiej

Telewizor jest włączony. Leci sam obraz, bez głosu
– przerwa na reklamy

Izabela Filipiak Moje życie królicze

Agnieszka Małgowska: Pisałyśmy już o dramacie Moje życie królicze. Wówczas analizowałyśmy jedynie tekst sztuki. Wspominałyśmy o kilku czytaniach. Dopiero niedawno miała miejsce premiera sztuki w ramach wydarzeń towarzyszących Trójmiejskiemu Marszowi Równości. Co ważne, spektakl wyreżyserowała jego autorka, jako Mira Izaela Morska.

Monika Rak: Reżyserowanie swojego tekstu jest ryzykowne. Zawsze się obawiam, że autorka_or przywiązana_y jest do swojej interpretacji i na scenie zobaczymy dosłowną wizualizację tekstu.

AM: Morska ma jednak pewne doświadczenie teatralno-aktorskie i reżyserskie. Była jedną z twórczyń literackiego kabaretu Hole in The Trinity, o którym też pisałyśmy. Pewnym zabezpieczeniem też wydawał się sam dramat, który został napisany z nerwem dramaturgicznym. To utrwalony performans codzienności dwóch kobiet, a w jego strukturę wpisana jest teatralność – przemiany bohaterek w zwierzęta, zabawy z rekwizytem, przebieranki, czarowanie etc.

MR: Niestety, wszystko, co mogło dzięki dramaturgicznej konstrukcji nabrać scenicznego kształtu, w realizacji scenicznej rozmyło się. Słowo zdominowało inscenizacje tak, że przedstawienie „zawisło” wyłącznie na tekście. Było niemal literalną ilustracją utworu. Ale czy do teatru chodzi się, żeby słuchać tekstu?

AM: Chodzi się na przykład na performatywne czytania.

MR: Ale to wydarzenie reklamowano jako spektakl. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, miałam wrażenie, że tekst wręcz się podwoił. Myślę, że to wynik konceptu reżyserskiego, jakim było czytane didaskaliów przez postać nazwaną TV. Reżyserka spersonifikowała telewizor.

AM: Koncepcja roli telewizora-narratorki (Adrianna Kucner) znacząco zmienia wymowę tekstu. W tym widzę problem. Telewizor w sztuce był martwym medium przekazującym treści, do których odnosiły się bohaterki – Z i H. W inscenizacji postać TV to narratorka, która odczytuje didaskalia z informacjami dotyczącymi programów telewizyjnych (mieszanka prawdy i kłamstw, homofobii, feminizmu, reklam, filmów fabularnych i dokumentalnych etc.) oraz opisujące wygląd mieszkania, zachowania i uczucia bohaterek. To budzi moje wątpliwości. Te dwa rodzaje didaskaliów włożone w usta narratorki TV naruszają równowagę. Chaotyczna rzeczywistość zewnętrzna, którą reprezentował telewizor w sztuce, w scenicznej realizacji miesza się z rzeczywistością H i Z, wdziera się do ich domu i z czasem go przejmuje. Telewizor w dramacie był tylko częścią świata kobiet, a nie – jak w inscenizacji – jego dyrygentem.

MR: W inscenizacji Morskiej narratorka TV posuwa się jeszcze dalej – „wchłania” też inne postaci, jak Boginię, która wyłania się z lustra jako marzenie Z. Bogini zachowuje się jak modelka, jest jej popularnym wyobrażeniem, więc mogłaby należeć do telewizyjnego świata. Jednak w dramacie pochodziła z innego porządku niż telewizor. Narratorka TV jest więc wszystkim i tym sposobem świat przedstawiony – w porównaniu ze sztuką – traci wielowymiarowość.

AM: Pomysł wszechmocnej narratorki TV podbija aktorska interpretacja postaci. Od pierwszej chwili na scenie Adrianna Kucner uderza nas pretensjonalną wyniosłością i manierycznym dystansem. Potem jest coraz bardziej nonszalancka, czasem arogancka.

MR: Poza tym mnóstwo w jej zachowaniu wygłupu. Na przykład w scenie, gdy ilustruje program o wielorybach w wodach Alaski – leżąc na brzuchu z dmuchaną czapką w kształcie tego morskiego ssaka na głowie i nadymanymi policzkami naśladuje ruchy pływania. Narratorka TV potrafi też zabłysnąć wulgarnością. W scenie, gdy bohaterki opowiadają o akcie seksualnym, narratorka imituje ruchy frykcyjne i ilustruje go za pomocą palców.

AM: Aktorka utrzymuje prawie przez cały czas ton wyższości. Nie cieniuje emocjonalnie swojej bohaterki. Można próbować tłumaczyć tę grubą, kabaretową kreskę, jaką narysowana jest narratorka TV faktem, że to figura reprezentująca stereotypy, uproszczoną wizję rzeczywistości. Ale – jak mówiłyśmy – to dotyczy tylko tej telewizyjnej części osobowości bohaterki. A co z resztą?

MR: Dezynwoltura narratorki TV może wydawać się niegroźna, gdyby nie wpływała na działania bohaterek. Od samego początku spektaklu H. i Z. są jak marionetki. Pod dyktando zakładają stroje-kostiumy, które podaje im narratorka TV. Z. wdziewa piżamkę, a H. dresy. Zostają przygotowane do roli udomowionych lesbijek wbitych w kanapę.

MR: Natomiast narratorka, jak prezenterka TV, ubrana jest w marynarkę z podwiniętymi rękawami, biało-czarną sukienkę, czarne czółenka na obcasie. Zakładając nogę na nogę zaczyna swój storytelling. Od razu wiadomo, kto ma skupić uwagę. Postrzegam TV jako czarną dziurę, która pożera wszystko. W efekcie – w sposób podstępny – zajmuje miejsce bohaterek na kanapie, rozkładając się na niej bez pardonu. H. i Z. zostały wyrzucone ze swojej przestrzeni i ściśnięte na szafce telewizyjnej, którą dotąd zajmowała narratorka TV. W tekście to była zamiana – tu widzę przejęcie.

AM: Ale to tylko kropka nad i, „przejęcie” odbywało się na naszych oczach przez cały spektakl. Narratorka TV, jak w reality show, ustawia sytuację udając, że tylko nad nią czuwa. Postacie nie stawiają oporu, albo nie wiedzą, że są manipulowane, albo zgodziły się na taką grę. Jeśli to gra – a dużo w tekście dramatycznym podpowiada takie rozwiązanie – to trzeba przypomnieć, że w sztuce Morskiej performowanie dotyczyło H. i Z. One wyznaczały jego reguły. Gdy jednak do gry dołączyła spersonifikowana narratorka, sytuacja się zmieniła, narratorka przejęła język kobiet i zaczęła zarządzać performansem. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się dobrą zabawą, bohaterki nie robią wrażenia uciemiężonych, odważnie komentują programy TV i właściwie robią, co chcą.

MR: Można więc podążyć za opinią Urszuli Chowaniec, która w programie do spektaklu pisze, że bohaterki tworzą specyficzny trójkąt miłosny z TV, ale koniecznie trzeba dodać, że to trójkąt toksyczny, a dla H. i Z. niebezpieczny. Zamknięty w słowach, uniemożliwiający inną więź, jakby ta nie mogła zaistnieć poza tym, co ujęte słowem. Zresztą niemal nic, co nie zostało zapisane w sztuce i nie da się wypowiedzieć w didaskaliach, nie materializuje się na scenie. Tyle ile w dialogach dramatu, tyle w spektaklu. Brak tu ciała – żywego, czującego, komunikującego się pozawerbalnie. Brakuje napięć między ciałami. Spersonifikowany telewizor, paradoksalnie, uświadamia brak życia, brak mięsistych relacji między kobietami.

AM: Dostrzegam jakieś ślady relacji. Pamiętam kontakt wzrokowy, jakiś buntowniczy gest, przekazanie rekwizytu – butelki. Ale „kanapowe” kobiety i narratorka TV to oddzielne światy, dzielącej ich granicy nie można przekroczyć, dopóki nie zrodzą się emocje. A te blokuje nierówny podział sił, który sprawia, że H. i Z. mogą jedynie komentować programy telewizyjne, natomiast narratorka TV ilustruje, komentuje prześmiewczo wypowiedzi bohaterek, ale też nimi steruje. Czasem reaguje bardziej osobiście na to, co mówią bohaterki, jak w dialogu o poszukiwaniu waginy. Narratorka sprawdza, czy ją ma.

MR: Położyłabym nacisk na słowo „steruje”. Zobacz, że to narratorka TV każdą scenę kończy uderzeniem w szafkę pod telewizor – będącą pudłem rezonansowym – decyduje więc o długości scen, ma możliwość zamknięcia każdego tematu, w każdej chwili. Dla mnie to oznaka dyktatury TV. Zastanawiam się, na ile to było celowe zamierzenie reżyserskie, bo pomysł reżyserki – moim zdaniem – bardzo osłabia pomysł autorki tekstu.

AM: Reżyserka odebrała tekstowi złożoność i – jak mówiłyśmy – zrobiła to na wiele sposobów. Czasem chyba mimowolnie. Na przykład jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu sformatowała odbiorców_czynie, jak potem TV sformatuje bohaterki. Przed pokazem bowiem Morska zachęcała do śmiechu, który stał się podświadomie obowiązującą reakcją, a jego wyzwolicielką była właśnie narratorka. Choć chichot to tylko jedna warstwa tekstu, który ma dużo większy potencjał.

MR: Jedna z widzek powiedziała mi, że śmiech w pewnym sensie blokował jej dostęp do innych nastrojów, poziomów sztuki, które w ten sposób zostały przed nią zakryte. Dokładnie miałam to samo wrażenie. Jakby śmiech nas oddalał od innych sensów.

AM: Szkoda, w sztuce wybijają się przynajmniej trzy poziomy opowieści, które można było na scenie pokazać: wspomnienia o dyskryminacji bohaterek, życie codzienne i zwierzęce transgresje postaci. Spektakl nabrałby scenicznej przestrzenności, może tematyczne warstwy dialogowałyby ze sobą. W sopockiej inscenizacji poziomy te stopiły się w jedno.

MR: Tak jak pomieszczenia: kuchnia, pokój stołowy, sypialnia, o ktorych czytamy  w didaskalich sztuki,  w spektaklu stały się jednym pokojem – oldskulową norką dwóch kobiet. A w niej ikeowski stolik, walizka, trochę pism, stary dywan i przede wszystkim pokryta kolorowym kocem kanapa.

 

H. jest bardziej przywiązana do łóżka. Dosłownie i symbolicznie. Pewnie nie chciałaby wiele zmienić. To Z. marzy o podróżach, snuje refleksje, zachęca do metamorfoz. Pewnie dlatego częściej wstaje z kanapy. Zwyczajnie ją roznosi. Raz zostaje wyrzucona z niej podstępnie przez H. , która chce obejrzeć się w lustrze i pogadać z narratorką w roli bogini. Z. wstaje też, by wyrzucić wszystko z szafy-walizki.

AM: Piękna poetycka scena sztuki, z przyjemnością zacytuję: Z. siedzi w szafie i wyrzuca z niej różne przedmioty: sukienki, peniuary, futra karakułowe, lokówki, kominiarki, kalosze, tornada, trzęsienia ziemi, zamachy terrorystyczne, niemowlęta i małe kotki. Scena z teatralnym potencjałem – niestety niewykorzystanym – tekst w inscenizacji został potraktowany dosłownie, cała poetyckość i wyobraźnia ulatują niezauważone. A przecież to stanowi o wyjątkowości Mojego życia króliczego. Bohaterki żywią się przecież opowieściami, fantazjami, ale nie pozwalają się uwolnić tym fantazjom inaczej niż w słowach. Więźniarki własnego słowa, które przejęła narratorka TV. Pamiętajmy, że uczestniczymy w performansie, który opisuje Z. W jednej ze scen H. ma pretensje do Z. o to, w jaki sposób je opisała.

MR: Dlatego dręczy mnie pytanie: dlaczego H. i Z. oddały swoją historię narratorce TV? Dlaczego swój intymny, lesbijski świat powierzyły komuś_ktosi z zewnątrz? Albo dlaczego nie wiedzą, że to zrobiły?

AM: A może jeszcze inaczej. Dlaczego reżyserka zrobiła to bohaterkom? Dlaczego nakłada im pęta, od których chciały się uwolnić? Odbiera autonomiczność kanapowego świata, która była w sztuce. Mieszkanie H. i Z. to alternatywa dla mainstreamowego modelu życia, której poszukujemy. Bez względu na to, jaka jest ta alternatywa – powszechnie akceptowana czy nie, ładna czy brzydka – zawsze jest interesująca, zawsze inna niż patriarchalne modele. Dlatego trudno zrozumieć tę zmianę w inscenizacji, zmianę niweczącą domową niezależność bohaterek.

MR: Bohaterki jakby za karę zostają pozbawione energii i cielesności, choć czasem się wymykają zakazowi, jak w scenie, kiedy H. wstaje po „wybebeszeniu” przez Z. szafy-walizki, przebiera się w nowe ciuszki i pozuje przed aparatem – wreszcie czujemy odświeżający oddech, którego potrzebują i widzowie_ki, i bohaterki. Myślę, że teatralne narzędzia otwierały przestrzeń wolności dla H.i Z., jakby miały czarodziejską różyczkę, która poszerza rzeczywistość, choć na chwilę. Ale tego nie wykorzystano.

AM: W spektaklu zapomniano o muzyce, tylko czasem pamiętano o świetle. A dopiero wtedy scena ożywa, jak w opowieściach H. o jej zmaganiach z bratem. Aktorki podnoszą się z kanapy, podchodzą do widowni i jesteśmy razem z nimi przy wyimaginowanym kuchennym oknie, by wspominać traumę. Więcej scen, które wpuszczają do króliczej nory trochę życia, uczyniłoby spektakl trójwymiarowym, a tak został sprasowany.

MR: Dlatego dominuje wrażenie statyczności. Dla mnie to skutek – raz jeszcze powtarzam – zbyt wielkiej wiary w słowo w teatrze.

AM: Kanapa pochłonęła całą energię. I choć to nudne wysiadywanie najbardziej charakteryzuje relację Z. i H., to na scenie nuda wymaga dobrego pomysłu, tak by nie usypiała widza. Choćby prostych kontrapunktów scenicznych. Morska robi aluzje do Czekając na Godota Samuela Becketa, do sztuki Stara kobieta wysiaduje Tadeusza Różewicza, zna więc tradycję teatralnego nudziarstwa, ale jej nie wygrywa.

MR: Nuda teatralna musi mieć jednak energię. I mocne aktorskie osobowości. Les Bunnies to młoda grupa i młode kobiety, studentki i absolwentki Uniwersytetu Gdańskiego, które zdaje się debiutują. To ma swoje konsekwencje. Postacie dramatu były dojrzałe, niosły bagaż doświadczeń, ich performowanie wynikało ze znużenia powtarzalnością codziennych zachowań, myśli, uczuć, które z czasem się odbarwiły, stały się mechaniczne, ale kiedyś żyły. Natomiast aktorki w spektaklu raczej intuicyjnie wyczuwają emocje, bawią się wyobrażeniami o nich, dlatego ich gra nie przekonuje. Nie budują odczuwalnych psychosomatycznie napięć między sobą.

AM: Już miałyśmy podobną sytuację z odmłodzeniem bohaterek w inscenizacji sztuki Alicja & Alicja Amy Conroy, co uczyniło życiorysy bohaterek niewiarygodnymi. W przypadku sztuki Morskiej odmłodzenie pozbawia postacie siły wyrazu, nie pozwala pogłębić emocjonalne ich herstorii. Nie pozwala też emocjonalnie zaangażować się widzce_widzowi.

MR: W dramacie Amy Conroy postacie jeszcze upodobniono do siebie i włożono w szablon „ślicznej, normatywnej kobietki”. Tu szczęśliwie bohaterki różnią się od siebie fizycznie i psychicznie. H. grana przez Darię Marzec to duża babka z wyrazistymi okularami, pogodna, konkretna, niezbyt finezyjna. Natomiast Z., grana przez Dagmarę Broniecką, to nieduża szatynka z warkoczykami, która robi wrażenie wrażliwej, delikatnej dziewczynki, nawet jej złośliwości są niewinne. Maluje poetyckie obrazy, ale brak jej energii, która wyrwałaby ją z kanapowej rzeczywistości. To chyba wszystko, co o postaciach zagranych przez aktorki Les Bunnies mogę powiedzieć. Trudno nazwać je osobowościami.

AM: To, co obejrzałam, to migawki z życia dwóch kobiet – poszczególne sceny dzielone ściemnieniami – są jak fotografie. A fotografie ożywają dopiero wtedy, gdy zostaną zabarwione emocjami właścicielek_li. Te obrazy nie ożyły niestety. Może chwilami. Dlatego bohaterki nie opuściły swojej nory króliczej i jej nie opuszczą, choć wspomniana już Urszula Chowaniec sugeruje, że szanse im daje niespodziewana zamiana miejsc z TV, że teraz muszą tworzyć własny przekaz. Moim zadaniem H. i Z. tworzyły własny przekaz w sztuce – w postaci performansu codzienności, a w inscenizacji straciły go na rzecz narratorki. Kiedy siedzą w ostatniej scenie na jej szafce telewizyjnej, nie mają nic. Mogą tylko zakończyć opowieść. I H. to robi, uderzając w pudło rezonansowe.

MR: Morska, zapraszając na spektakl, przypomniała o szekspirowskich prologach, w których aktorzy prosili o litość widzów. Ja proszę reżyserkę o litość dla postaci H. i Z. O przywrócenie im sprawczości.

Korekta: Maja Korzeniewska

******************

Teatr Boto / Sopot
Izabela Morska Moje życie królicze
Reżyseria: Mira Izaela Morska
H. – Daria Marzec
Z. – Dagmara Broniecka.
Telewizor – Adrianna Kucner
Premiera 25.06.2017

******************

Damski TANDEM Twórczy (Agnieszka Małgowska & Monika Rak)
Działają od 2009 roku jako artaktywistki, archiwistki, scenarzystki teatralne i filmowe, performerki queerowe i dragowe, teatrolożki, trenerki teatralne.
Współtwórczynie projektów: Kobieta Nieheteronormatywna (cykl debat i audycji radiowych, 2014-2016) / O’LESS Festiwal (2012-2014) / DKF Kino lesbijskie z nutą poliamoryczną (cykl spotkań, 2012-2015) / O teatrze lesbijskim w Polsce (cykl teatrologiczny, od 2012) / Co lesbijka* ma w słoiku? (cykl wywiadów i czytanie performatywne, od 2020) / Lesbijska Inspira (cykl wywiadów, od 2017) / A kultura LGBTQ+ nie poczeka (projekt archiwistyczny, od 2016) /Portret lesbijek we wnętrzu, Niesubordynowane czytanie sztuki Jolanty Janiczak (czytanie dramatów) / Orlando.Pułapka? Sen, Fotel w skarpetkach, 33 Sztuka. Tkanki Głębokie. Herstorie Jadwigii Marii Strumff (spektakle) / Czarodziejski flet, Gertruda Stein & Alice B. Toklas & Wiele Wiele Kobiet (opery)/ Wąsaty Stan Nieważkości, Wieczór Trzech Króli albo jak wolicie. Drag Kingi robią Szekspira, House Drag Gig. Kuchenne schadzki Drag Kinga.(drag show) /Teatr Dialogu (warsztat i akcja miejska) / L*AW. Lesbijskie* Archiwum Wirtualne (od 2021)
Członkinie kolektywów artaktywistycznych: Kobiecy* Zakład Pracy, Brokatowa Wstęga Mobiusa, Stowarzyszenie Sistrum. Przestrzeń Kultury Lesbijskiej*

Agnieszka Małgowska – lesbijka / feministka / artaktywistka / reżyserka / trenerka teatralna /
scenarzystka.
Monika Rak – lesbijka / feministka / artaktywistka / aktorka / dramatopisarka / slamerka /
graficzka

                                             ***********************

TEATR LESBIJSKI W POLSCE cykl teatrologiczny
Projekt realizowany przez Damski TANDEM Twórczy poświęcony lesbijskiej performatyce i teatrowi w Polsce.